Parafia Rzymskokatolicka w Brzeźnie Lęborskim

Kardynał, który jeździ rowerem

 

Kardynał, który jeździ rowerem

Marcin Łukasz Makowski
 

Pewna kobieta, podejrzewając męża o to, że znowu zaczął pić, postanowiła go śledzić. Sądziła, że w tajemnicy wybiera się do lokalnego baru. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że zamiast do baru, udał się on... na obiad do arcybiskupa. Owym arcybiskupem był Luis Antonio Tagle.

 

"Nasz skarb"

 

Wyobraźmy sobie taką sytuację. Jest rok 1960, upalny dzień w stolicy Filipin - Manili. Pochodzący z rodziny dawnej szlachty bankierzy Manuel i Milagros klęczą z ich trzyletnim, pierworodnym synem, modląc się różańcem. Chłopiec nie powtarza jednak słów za rodzicami, ale sam recytuje kolejne tajemnice. Jeszcze nieporadnie, ale już z dziecięcą rezolutnością w głosie. Po chwili matka głaszcze go po głowie i szepcze po filipińsku: "kayamanan", co znaczy "nasz skarb".

 

Tak zaczynają się losy przyszłego kardynała, Luisa Antonio Tagle, nazywanego przez wielu "azjatyckim Wojtyłą". W jakimś sensie jego życie to ciąg pasujących do siebie elementów. Dzięki wychowaniu w religijnej rodzinie i stałym kontaktom z prowadzącymi lokalne szkoły jezuitami, młody Luis dojrzewał w atmosferze intelektualnych debat i modlitwy.

 

Jego droga ku kapłaństwu zaczęła się szybko. Do seminarium św. Józefa trafił bezpośrednio po liceum, gdzie zdecydowanie wyróżniał się w nauce. Dzięki temu nie miał problemu z rozpoczęciem kariery akademickiej, z powodzeniem studiując filozofię na Ateneo de Manila University oraz teologię w Loyola School of Theology.

 

Po uzyskaniu tytułu magistra, przyszedł czas na święcenia, które młody diakon przyjął 27 lutego 1982 roku. Już wtedy było jasne, że człowiek ten łączy w sobie niezwykły dar łatwego mówienia o trudnych sprawach. Widząc jego zacięcie naukowe, przełożeni wysłali świeżo upieczonego kapłana na studia doktorskie na Katolicki Uniwersytet Ameryki w Waszyngtonie. To właśnie tam Tagle rozwinął skrzydła, i jak stwierdził jego promotor ks. prof. Komonchak: "był jednym z najlepszych uczniów jakich miałem od 40 lat". Już wtedy mówił po włosku, angielsku, hiszpańsku, francusku, łacinie i w języku tagalskim, jednym z najważniejszych na Filipinach.

 

Praca o historii Soboru Watykańskiego II, którą obronił w Stanach, zapowiadała jego przyszła drogę duchową. Tagle czuł się spadkobiercą reform Pawła VI, które w duchu prostoty i społecznej wrażliwości pragnął wcielać w życie.

 

Biskup na rowerze

 

Kiedy ksiądz Tagle został dostrzeżony, jego kariera potoczyła się błyskawicznie. Sam jednak kolejnych "awansów" w Kościelnej hierarchii nie odbierał jako powodów do dumy. Mimo że pochodził z dobrze usytuowanego domu, Filipińczyk urzekał skromnością. Już jako biskupowi zdarzało mu się przyjeżdżać na msze św. rowerem, czy długo po nich rozmawiać z dziećmi sprzedającymi kwiaty pod kościołem. Pod tym względem Tagle bardzo przypomina papieża Franciszka.

 

Kiedy doktoratem zakończył studia w USA, a później w Rzymie, wrócił do rodzimej diecezji Imus, gdzie objął obowiązki rektora seminarium duchownego. Lata 90. to dla późniejszego kardynała czas, w którym pełen pasji organizował seminaria formacyjne dla kapłanów. Został profesorem dogmatyki na trzech uczelniach. Wraz z komitetem Instytutu Nauk Religijnych w Bolonii, przygotowywał również szeroko komentowaną "Historię Soboru Watykańskiego II".

 

Widząc jego zaangażowanie i przychylność ludzi, którą zdobywał ks. Tagle, dla wielu tylko kwestią czasu było nałożenie na jego głowę mitry biskupiej. Przyjął ją z rąk Jana Pawła II w 2001 roku, zostając ordynariuszem diecezji Imus. Już wtedy ujawnił się jego talent do ewangelizowania w telewizji i internecie. Dzięki temu zyskał sobie miano biskupa, który rozumie ludzi i język mediów. Do 2011 roku, kiedy Benedykt XVI mianował go najpierw arcybiskupem, a rok później kardynałem, Luis Antonio Tagle pełnił kluczowe funkcje teologiczne w Konferencji Episkopatu Azji, wyrastając na czołową postać tamtejszego Kościoła.

 

Na obiedzie z ubogimi

 

Nie da się jednak zrozumieć fenomenu "azjatyckiego Wojtyły" tylko przez pryzmat kolejnych sprawowanych przez niego funkcji. Kardynał Tagle nie jest bowiem jednym z tych hierarchów, którzy chowają się za urzędem, stopniowo tracąc osobowość. Wystarczy obejrzeć jakąkolwiek z konferencji, na których przemawia, aby zrozumieć, dlaczego urzeka tłumy. Nie bez powodu w 2008 roku w Quebecu podczas Konferencji Eucharystycznej potrafił wzruszyć do łez cały stadion.  

 

Z wielu względów przyrównanie do Karola Wojtyły może nam pomóc wyobrazić sobie, o jaki model kapłaństwa chodzi kardynałowi Tagle. Według niego pasterz zawsze musi być blisko owiec. Między innymi z tego powodu zrezygnował z samochodu, do pracy jeździ autobusem, a żebraków spod własnej katedry zaprasza na obiady. Kiedy filipiński hierarcha poważnie brany był pod uwagę jako następca Benedykta XVI na tronie św. Piotra, pewna kobieta wyjawiła związaną z tym zwyczajem historię. Podejrzewając swojego męża alkoholika, że znowu zaczął pić, postanowiła go śledzić. Sądziła, że w tajemnicy wybiera się do baru. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że w tym czasie wybiera się on... na obiad do arcybiskupa.  

 

Jak na standardy kościelne, kardynał Tagle jest nadal bardzo młody. Znana anegdota głosi, że w połowie lat 90', kiedy kardynał Ratzinger przedstawiał go Janowi Pawłowi II jako nowego członka Międzynarodowej Komisji Teologicznej, żartobliwie zapewnił on papieża, że filipiński ksiądz co prawda niedawno otrzymał pierwszą Komunię, ale jest gotowy do pełnionego zadania. Tak zawiązała się nić przyjaźni między nim a późniejszym papieżem, którego ponoć jako jedyny umiał bez problemu rozśmieszać.

 

Społecznik

 

Choć Luis Tagle wygląda młodo, nie patrzy na świat i jego problemy z młodzieńczą naiwnością. Charakterystyczna dla jego nauczania jest troska o społeczną wrażliwość Kościoła. Kiedy w "Ludziach Wielkiej Nocy" pisze: "Ukrzyżowanie ubogich jest u progu trzeciego tysiąclecia codziennością", wie o czym mówi. Na co dzień styka się z biedą we własnej diecezji. Winą za taki stan rzeczy obarcza, m.in. ciągle pogłębiające się dysproporcje w podziale dóbr.

 

Co ciekawe, w swoim nauczaniu nie skupia się tylko na ubóstwie materialnym, ale zwraca uwagę również na ubóstwo duchowe. "Forma globalizacji, która budzi mój największy niepokój, jest globalizacja kultury" - pisze. Kiedy mówi o tym problemie w kontekście młodych, jego wnioski są niesamowicie aktualne. "Młodzi ludzie wydają się być znudzenie życiem już na jego progu. (…) Obawiam się, że lekarstwem na rozproszenie energii i nudę staj się zadowalanie wyrwanymi z kontekstu fragmentami, które nie tworzą żadnej sensownej całości".

 

Mało jest kardynałów, którzy tak dobrze rozumieją podstawy współczesnej sekularyzacji. Jego receptą na rozproszenie, jest odbudowa prawdziwej wspólnoty, opartej na doświadczeniu modlitwy, dzieleniu się dobrami i wierze w Zmartwychwstanie.

 

Jak jednak budować wspólnotę, aby była trwała? Od samych podstaw, pośród ludzi. I właśnie tam kardynał Tagle szuka wątpiących i umacnia tych, którzy już uwierzyli. Od rozmów z ubogimi dziećmi na schodach katedry po Facebooka i Twittera. Nie bez powodu, jeden z filipińskich publicystów powiedział o nim, że ma "umysł teologa, duszę muzyka i serce pasterza".

 

W tym roku papież Franciszek mianował kard. Tagle jednym z trzech sekretarzy tegorocznego Synodu Biskupów na temat małżeństwa i rodziny. 

 

 

LUDZIE WIELKIEJ NOCY

 

 

Kardynał Tagle jest nazywany "Wojtyłą z Azji". Uchodzi za jedynego duchownego, który doprowadzał Benedykta XVI do śmiechu. Jeden z najpopularniejszych kardynałów na Facebooku. Prostotą, poczuciem humoru i miłością do ubogich przypomina Papieża Franciszka.

 

 

Przeczytaj książkę "Ludzie wielkiej nocy" >> zobacz więcej

 

 

Przejdź do góry strony